O kamiennogórskiej tragedii, która wiosną ubiegłego roku wstrząsnęła całą Polską, pisaliśmy wielokrotnie. Bartek był jedynym z sześciorga dzieci Iwony K,. które przy niej pozostało (jedno zmarło, pozostałe zabrał jej sąd). Kobieta piła alkohol i prowadziła hulaszczy tryb życia. Pracowała w agencji towarzyskiej i tam półtora roku przed makabrycznym zabójstwem synka poznała jego przyszłego kata, 29-letniego dziś Mariusza V.
To, co zdarzyło się przez trzy dni, podczas których bity i katowany przez mężczyznę chłopiec, umierał, to niewyobrażalny ciąg zdarzeń, nie do przyjęcia dla normalnego człowieka. V. kopał chłopca po całym ciele, bił pięścią, paskiem, wężem gumowym. Na tortury nie reagowała matka chłopca, która dopiero, kiedy jej synek był w agonii, zagroziła, że opuści „przyjaciela”, jeśli ten nie przestanie bić dziecka. – Za co bijesz, wujku – pytał tymczasem Bartek, kiedy kat zadawał mu kolejne ciosy. Nieżywego już chłopca Iwona K. przyniosła do szpitala w Kamiennej Górze. Mariusz V. kazał jej powiedzieć, że dziecko przewróciło się na rowerze.
Akt oskarżenia został sporządzony na podstawie zeznań matki chłopca. Sam oprawca nie przyznaje się do winy: mówi, że jest chory psychicznie. Biegli orzekli jednak, że miał pełną świadomość tego, co robi. V. grozi kara do 25 lat więzienia a nawet dożywocie. Iwona K. w celi może spędzić 10 lat.