Piątek, 3 maja
Imieniny: Marii, Marioli
Czytających: 10872
Zalogowanych: 16
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Jelenia Góra: Nie zatykajmy uszu na szloch

Piątek, 1 września 2023, 12:07
Autor: RB
Jelenia Góra: Nie zatykajmy uszu na szloch
Fot. Archiwum Karoliny Wasilewskiej
Wywiad z mieszkanką Kotliny Jeleniogórskiej Karoliną Wasilewską vel Arletą Socjalną, autorką książki „Wspomnienia socjalnej – inspirowane prawdziwymi wydarzeniami”.

Jelonka: W czerwcu tego roku miała miejsce premiera Twojej drugiej książki „Wspomnienia socjalnej – inspirowane prawdziwymi wydarzeniami”, wydanej pod pseudonimem literackim Arleta Socjalna. Dzielisz się w niej, jako pracownik socjalny, zdarzeniami, przeżyciami, sytuacjami, których rzeczywiście doświadczyli Twoi podopieczni.
Ale zacznijmy może od początku. Czy możesz opowiedzieć jak wyglądała Twoja droga do literatury? Czy było tak, że już od dzieciństwa marzyłaś o tym, by zostać sławną pisarką i to marzenie po prostu się spełnia?

Arleta Socjalna: Już jako kilkulatka marzyłam o napisaniu książki, ale nie przypuszczałam, że dziecięce pragnienie kiedyś się ziści. Wiemy przecież, że z upływem lat często porzucamy dawne pasje lub zaczynamy podchodzić do nich z chłodnym dystansem. Na szczęście ja nie zlekceważyłam swojego marzenia. Chroniłam je przed światem i przed surowym głosem wewnętrznego krytyka. Długo dojrzewałam do jego realizacji, bo pierwszą powieść wydałam dopiero po trzydziestce.
Chciałabym dodać, że nie określam siebie mianem pisarki tylko autorki. Na chwilę obecną nie odważyłabym się stanąć w jednym szeregu z wybitnymi mistrzami słowa. Na tytuł pisarza trzeba sobie zasłużyć ciężką pracą i imponującym dorobkiem literackim.
Nie marzę o celebryckiej sławie, ale bohaterowie moich książek już tak (śmiech). Uważam, że powieść „Pytania bez odpowiedzi” jest doskonałym materiałem na film lub na miniserial.

Pierwszą książką jaką napisałaś („Pytania bez odpowiedzi”), była powieść, teraz reportaż Czy można powiedzieć, że trochę eksperymentujesz z gatunkami czy raczej ewoluujesz? W którym gatunku czujesz się najlepiej?

Moją najlepszą literacką przyjaciółką jest powieść. Uwielbiam ten gatunek, bo pozwala mi on na rozwinięcie skrzydeł i popuszczenie wodzów fantazji. Nie ukrywam, że nie boje się słownych eksperymentów i staram się, by każda kolejna książka różniła się od poprzedniej. Przykładowo w „Pytaniach bez odpowiedzi” zastosowałam narrację trzecioosobową, a teraz piszę powieść w narracji pierwszoosobowej. Dzięki takim zabiegom szlifuję warsztat pisarski i nadaję swojej twórczości odrobinę tajemnicy. Dbam o swoich czytelników i oferuję im fascynujące, zaskakujące historie. Nikt nie lubi rutyny.

Czy pamiętasz ten moment, kiedy po raz pierwszy poczułaś, że chcesz wydać to, co napisałaś?

Długo dojrzewałam do decyzji o wydaniu pierwszej powieści pt. „Pytania bez odpowiedzi”. Zwlekałam, bo jak wielu debiutujących autorów – mierzyłam się z dylematami mniejszego i większego kalibru. Zastanawiałam się, czy czytelnicy zechcą poznać moją twórczość i czy zapałają sympatią do niej. Pewnego dnia zrozumiałam, że nie rozwieję tego rodzaju wątpliwości, dopóki nie zaryzykuję. Tak się składa, że jak coś sobie postanowię, to konsekwentnie dążę do celu, dlatego w 2020 roku powieść „Pytania bez odpowiedzi” nie dość, że ukazała się na rynku wydawniczym, to w dodatku zebrała bardzo pozytywne opinie recenzentów. Uważam, że upór to bardzo ważna cecha w drodze do sukcesu.

Jak widzimy po tytule ostatniej książki, Twoje życie zawodowe miało ogromny wpływ na to, że zaczęłaś poruszać w swojej twórczości tzw. trudne tematy. Jak myślisz, dlaczego czytelnicy mieliby chcieć je poznać?

Społeczeństwo potrzebuje publikacji obalających stereotypy. Proszę mi wierzyć, że przeciętny Polak kojarzy moją profesję z „odbieraniem dzieci” i „dawaniem pieniędzy alkoholikom”. Są to bardzo szkodliwe przekonania, które budują negatywny wizerunek osób związanych zawodowo z pomocą społeczną, a także krzywdzą tych po drugiej stronie barykady, czyli świadczeniobiorców. Wierzę, że ludzie są głodni prawdy, a ja właśnie ją zaserwowałam w nowej książce.

Jakiemu czytelnikowi poleciłabyś książkę "Wspomnienia socjalnej”?

Książkę polecam miłośnikom literatury faktu – gotowym na bolesną konfrontację z dramatami polskiego społeczeństwa, często rozgrywającymi się tuż obok nas. Dlaczego wspomniałam o gotowości? Otrzymałam pierwsze informacje zwrotne od osób, które mają już za sobą lekturę „Wspomnień socjalnej (…)”. Kilku czytelników zwierzyło mi się, że w trakcie tej podróży literackiej, uroniło nie jedną, a wiele łez, a pewne kobieta wyznała, że książka okazała się dla niej powrotem do dawnych, traumatycznych doświadczeń.

Co, Twoim zdaniem, może zrobić przeciętny Kowalski, by pomóc osobom będącym w kryzysie, osobom wykluczonym? Nie każdy przecież wie, w jaki sposób miałby się zachować a co dopiero pomóc w sytuacji kryzysowej? Czy podajesz też w książce jakieś konkretne sposoby, przykłady na rozwiązanie tego typu kłopotów?

Ludzie posiadają w sobie wewnętrzne radary, za pomocą których wykrywają w bliskim otoczeniu osoby doznające krzywdy. Nie ignorujmy swoich przeczuć w myśl popularnych powiedzeń: „dom to nie kościół”, „ nie wchodzi się z butami w cudze życie”. Nie odwracajmy wzroku od zapłakanych oczu, siniaków na ciele. Nie zatykajmy uszu, gdy słychać szloch wydobywający się z mieszkania sąsiadów. Pamiętajmy, że wsparcie człowieka w głębokim kryzysie zawsze zaczyna się od rozmowy. Możemy ją zainicjować.

Chciałabym też zwrócić uwagę na fakt, że często niesienie pomocy utożsamiamy z różnego rodzaju zbiórkami pieniężnymi. Z każdej strony otaczają nas jakieś zrzutki: na chore dzieci, hospicja, chronione zwierzęta, długo można by tak wymieniać… Nie twierdzę, że tego typu akcje są złe, ale zapewniam, że świat byłby doskonały, gdyby wszystkie problemy ludzkości udało się naprawić dzięki odpowiedniej sumie. Niestety większość dramatów społecznych nie ma żadnego związku ze statusem materialnym .

Każdy z nas posiada cenne zasoby, którymi może podzielić się z innymi. Przykład? Zastanówmy się, jak dobrze znamy naszych sąsiadów. Upewnijmy się, czy obok nas nie mieszka samotny senior, który od dawna nie zamienił z nikim słowa. A na koniec zapytajmy siebie: czy stać nas na choćby kwadrans rozmowy z tym zapomnianym człowiekiem?
Uważam, że moja książka ukazuje dramaty bliźnich z realnej strony…

Czy napisanie takiej książki, to było też takie wyrzucenie z siebie tych doświadczeń, swoistego rodzaju katharsis, z tego co widziałaś, słyszałaś. Taka trochę autoterapia?

Pisanie to czynność, która wyzwala we mnie cały wachlarz, często sprzecznych emocji. W trakcie procesu twórczego potrafię wspiąć się na wyżyny irytacji, a dzień później cieszyć się błogim spokojem. „Wspomnienia socjalnej (…)” ani przez chwilę nie pełniły w moim życiu funkcji terapeutycznego pamiętnika. Myślę, że wszelkie problemy natury zawodowej warto konsultować z powołanymi do tego specjalistami (w przypadku pracowników socjalnych są to superwizorzy pracy socjalnej), bo w życiu często sprawdza się powiedzenie, że „szewc bez butów chodzi”. Pomagamy innym, co nie znaczy, że wiemy jak zadbać o siebie. Jeśli po trudnym dniu w pracy chciałam zrzucić z siebie ciężar negatywnych doświadczeń, to raczej nie decydowałam się na pisanie. Wybierałam rozmowę z bliskimi, spacer na łonie natury, dobry film, czy pyszne jedzenie.

Czy zgodziłabyś się ze stwierdzeniem z piosenki Stanisława Staszewskiego „Bal kreślarzy” – że „Każdy ma prawo wybrać źle…”

Nie tylko mamy prawo do popełniania błędów, ale mamy też święte prawo do ich naprawiania. Ważne jest, abyśmy nauczyli się życiowej pokory, bo od niej zaczyna się gotowość do wzięcia odpowiedzialności za własne życie i wyciągnięcia wniosków z porażek.

Praca pracownika socjalnego nie należy raczej do łatwych, miłych i przyjemnych, czy wierzysz jeszcze, że wszyscy ludzie są z natury dobrzy?

Nie wierzę w teorię czystej, niezapisanej tablicy. Myślę, że tabula rasa to mit. Badania naukowe dowodzą, że biologia odgrywa znaczącą rolę w kształtowaniu się osobowości. Rodzimy się z pewnymi uwarunkowaniami, które w przyszłości decydują o naszych predyspozycjach do pewnych zachowań– zarówno tych pozytywnych jak i negatywnych.

A jak wygląda Twój proces twórczy? To raczej jakieś nawyki, rytuały, uporządkowany dzień czy chaos i wykorzystywanie chwil natchnienia?

Mój grafik jest bardzo sztywny i nie wynika to jedynie z uporządkowanej natury, którą posiadam, ale z faktu, że na co dzień wychowuję energicznego 2.5 latka. Staram się pisać przez minimum dwie godziny dziennie, choć proza życia lubi czasem pokrzyżować plany i wówczas nie trzymam się ustalonego limitu. Jeśli chodzi o wenę, to nigdy nie czekam na jej nadejście, bo ona jest indywidualistką, która nie lubi nacisków i jak mawiają pisarze – bywa kapryśna. Wbrew pozorom natchnienie nie jest jakimś stałym i przede wszystkim niezbędnym elementem pracy twórczej. Czasem zdarzają mi się chwile „pisarskiego uniesienia” i rzucam słowami jak z rękawa, ale są to momenty niezależne od siły woli, które zwykle pojawiają się w najmniej oczekiwanym momencie.
Piszę w ciszy. Asystuje mi wierny pies Ferdek.

Czy masz ukochaną książkę, do której wracasz, która zdecydowanie miała wpływ na Twoje życie, z jakiegoś powodu była wyjątkowo ważna?

Bardzo rzadko zdarza mi się dwa razy wchodzić do tej samej „literackiej rzeki”, ale nie ukrywam, że mam za sobą sentymentalne powroty do pewnych książek. Jako nastolatka kilka razy przeczytałam „Chłopców z placów broni” i za każdym razem fascynowała mnie jeszcze chłopięca, a już tak bardzo męska solidarność i lojalność bohaterów tej lektury szkolnej. Uwielbiam „Przeminęło z wiatrem” i nadal nie pojmuję, dlaczego wydawcy tak bardzo wzbraniali się przed publikacją tej wyjątkowej „perełki”. Jestem osobą wierzącą, a więc szczególne miejsce w moim sercu zajmuje Pismo Święte.

Czy masz już plany na napisanie kolejnej książki? Czy możesz zdradzić, o czym ona będzie?

Niebawem postawię ostatnią kropkę w powieści obyczajowej - poruszającej bardzo trudną tematykę. Na razie nie zdradzę więcej szczegółów. Gwarantuję, że zafunduję czytelnikom mnóstwo emocji, bo uwielbiam nagłe zwroty akcji i niebanalne zakończenia. Więcej szczegółów nie zdradzę, bo lubię zasiewać nutę niepewności (śmiech).

Bardzo dziękuję za rozmowę i życzymy Ci powodzenia, czekając na kolejne książki…

Karolina Wasilewska – mieszkanka Jeżowa Sudeckiego, absolwentka socjologii na Uniwersytecie Wrocławskim. W życiu spełnia się zarówno w roli mamy, pracownika socjalnego, partnerki jak i oczywiście autorki książek.
Miłośniczka włoskiej kuchni, muzyki z lat 80 – tych, dobrej literatury i ambitnego kina. Gdyby była książką, nosiłaby tytuł: „Przeminęło z wiatrem”.

Twoja reakcja na artykuł?

14
82%
Cieszy
0
0%
Hahaha
2
12%
Nudzi
0
0%
Smuci
1
6%
Złości
0
0%
Przeraża

Ogłoszenia

Czytaj również

Komentarze (5)

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Zaloguj
0/1600

Czytaj również

Sonda

Czy chodzę na koncerty do Filharmonii lub gdzieś indziej?

Oddanych
głosów
713
Tak
40%
Nie
50%
Koncerty to nie moja "bajka"
9%
 
Głos ulicy
Złota rybka
 
Miej świadomość
Sąsiedzi w kieszeni Putina?
 
Rozmowy Jelonki
Nie widzimy przeszkód do współpracy
 
Kultura
Mrok spowije Cieplice
 
Kultura
Oda do radości
 
Polityka
20. rocznica wstąpienia Polski do Unii
 
Aktualności
11 tys. zł mandatu za telefon w czasie jazdy!
Copyright © 2002-2024 Highlander's Group