Piątek, 29 marca
Imieniny: Helmuta, Wiktoryny
Czytających: 11346
Zalogowanych: 21
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Jelenia Góra: Zielona pigułka Witkacego na nowo odczytana

Niedziela, 10 maja 2015, 7:47
Aktualizacja: Poniedziałek, 11 maja 2015, 7:35
Autor: Manu
Jelenia Góra: Zielona pigułka Witkacego na nowo odczytana
Fot. Archiwum Teatru
W sobotni wieczór (9.05) w Teatrze im. Cypriana Kamila Norwida miała miejsce premiera spektaklu “Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielona pigułka”. Dramat Stanisława Ignacego Witkiewicza przeniosła na jeleniogórską scenę Pia Partum.

Podobno utwory Stanisława Ignacego Witkiewicza należą do najchętniej wystawianych XX-wiecznych dramatów, tymczasem w efekcie wybitne witkacowskie inscenizacje policzyć można na palcach jednej ręki. Powstały w roku 1922 dramat “Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielona pigułka” rzadko wystawiany jest na scenie, co oczywiście nie dziwi. To jedna z tych sztuk, które kazały w Witkiewiczu widzieć ironicznego wieszcza.

Niełatwo zmierzyć się z twórczością literacką, filozoficzną i plastyczną Witkiewicza. Twórczością, która zawsze budziła i budzi do dziś namiętne spory krytyków. A jeszcze trudniej na własny sposób zmierzyć się z przeniesieniem tekstu “Nadobnisie…” na deski Teatru im. Norwida, gdy wciąż pozostaje w pamięci legendarna inscenizacja Krystiana Lupy (1978), która wywarła ogromne wrażenie na widzach. Po trzydziestu siedmiu latach od tamtej jeleniogórskiej premiery po dramat Witkacego sięgnęła teraz Pia Partum, młoda reżyserka, która staże odbyła w słynnym paryskim teatrze Comédie-Française, a w Polsce asystowała Mariuszowi Trelińskiemu, Jerzemu Jarockiemu i Andrzejowi Sewerynowi. To nie lada wyzwanie.

Pia Partum przeniosła “Nadobnisie...” we współczesność. Kreując sterylną, niemal laboratoryjną przestrzeń, zamknęła witkacowskie postacie w ekskluzywnym klubie Mandelbaumów, gdzie porządku pilnuje pan ochroniarz (Dariusz Jezierski). Mamy tu pełną hierarchię ludzi emocjonalnie wypalonych, pustych celebrytów i snobów (ich role grają nie tylko profesjonalni aktorzy, ale także tłum statystów – jeleniogórzan). Z jednej strony dojrzałe i dopiero dojrzewające kobiety (Małgorzata Gembicka, Maria Królikowska, Agata Nakiewicz, Inez Nowacka, Agnieszka Pióro, Aleksandra Szemborska, Sandra Terlecka, Anna Trybalska, Janina Znamienkiewicz i Dominika Żytkowska), z drugiej - świat męski (Jacek Dobrowolski, Janusz Jachnicki, Bartosz Kosiński i Adam Szmel).

Centralną a może i najważniejszą częścią dramatu jest walka o ciało i duszę młodego Tarkwiniusza Zaloty-Pępkowicza (bardzo dobry Karol Kadłubiec - nowa, młoda twarz Teatru im. Norwida). Chłopaka próbuje uwieść intelektualnie i fizycznie Pandeniusz Klawistański (na wskroś wiarygodny Grzegorz Margas), obiecując mu duchowe wtajemniczenie. Tarkwiniusza chce także zawłaszczyć Zofia z Abencerage'ów Kremlińska (przekonywująca Anna Ludwicka-Mania zaprezentowała się szczególnie dojrzale), kobieta tajemnicza i niebezpieczna, która traktuje mężczyzn przedmiotowo, a jednocześnie potrzebuje ich adoracji jak pokarmu. W zdobyciu władzy nad Tarkwiniuszem dopomóc ma Zofii cudowna zielona pigułka, czyli wynalazek Sir Granta - Padlocka Oliphanta Beedle (w tej roli bezbłędny Piotr Konieczyński), która sprawia, że dążenia duchowe przeradzają się w erotyczną orgię.

“Nadobnisie...” to dramat o erotycznym nienasyceniu, seksoholikach oraz przypadkowych związkach, jakie obserwujemy tu i teraz. Witkiewicz co prawda nie użył wtedy nazwy viagra, lecz skonstruował mieszankę, która potęguje doznania erotyczne nawet u impotentów. To eksperyment wyzwalający podświadomie upragnioną czułość i umożliwiający tkliwy oraz zwierzęcy kontakt.

Pia Partum stworzyła spektakl, który w swojej strukturze nawiązuje do performance'u i nie stanowi typowej sztuki teatralnej. Reżyserka unika przy tym nachalnej aktualizacji, tekst podawany jest bez dopisków. Jeleniogórską realizację wyróżnia neutralna minimalistyczna scenografia Magdaleny Maciejewskiej, stwarzająca atmosferę snu, nierealności i abstrakcji. Autorem stymulującej nastrój przedstawienia muzyki jest Tomasz Mreńca. Kostiumy zaprojektował Andrzej Sobolewski. Walorem przedstawienia jest odważnie i niebanalnie komponowany ruch sceniczny (choreografia Małgorzaty Fijałkowskiej).

Na uznanie zasługuje cały zespół aktorski, każdy bowiem, nawet w rolach epizodycznych, stworzył postać charakterystyczną, konsekwentną i pełną wyrazu. Na plan pierwszy wybija się wspomniany Karol Kadłubiec w roli Tarkwiniusza, wyraźnie widać w jego kreacji wewnętrzną walkę młodej psychiki i to niewątpliwie urzeka. Przyznać trzeba, że Anna Ludwicka-Mania jako kobieta zaborcza i groźna, istna hetera, prowokacyjna, bezczelna, gotowa wykorzystać swe cielesne powaby, z rolą poradziła sobie brawurowo. Jej Zofia jest świadomą swojego wpływu na mężczyzn kobietą fatalną, wyrazistą i zaskakującą. Duże wrażenie robi Grzegorz Margas - odtwórca roli Pandeniusza, kreując narcystycznego i wyzutego z uczuć mężczyznę. Przebiegły i przerażający Padlock grany przez Piotra Konieczyńskiego to rola w znacznym stopniu udana. Tadeusz Wnuk świetnie zaznaczał dystans do granej przez siebie postaci. Zwracają uwagę także obsadzone w rolach dwóch adeptek demonicznego erotyzmu - Marta Kędziora jako Nina oraz Agata Moczulska jako Liza. Zbiorowe ciało męskie prezentuje się interesująco jako kolektyw wszelkich typów ginącego świata, od Kardynała Nino (Jacek Grondowy) poczynając, łącznie z Teerbroomem (plus dla Roberta Dudzika za wygrywanie subtelności ojcowskich uczuć drobnymi gestami), Andrzejem Władimirowiczem Czubininem-Zaletajewem (energetyczny Bogusław Kudłek) i Tomaszem Blazo de Lizą (Bogusław Siwko).

W jeleniogórskich “Nadobnisiach...” pod warstwą witkacowskiego absurdu i groteski można odczytać refleksję nad starciem kultury i dzikich, pierwotnych instynktów. Paradoksalnie, gdy wydaje się, że dziś nie ma już tematów tabu, trudno jednak dobrać się do tej wstydliwej sfery erotyzmu, o której pisał Witkacy. Jesteśmy dzisiaj wyćwiczeni w oglądaniu perwersji, opatrzeni z golizną oraz obyci w rozmowach o seksie. W indywidualnym doświadczeniu to zawsze jest coś tajemniczego. Bohaterowie inscenizacji Pii Partum zatracili gdzieś sens życia i teraz kiedy ta świadomość do nich dociera, odczuwają potworną pustkę. Pustkę, której, pomimo że boją się samotności i tęsknią za prawdziwymi uczuciami, nie potrafią już wypełnić. Z drugiej strony Pia Partum przedstawiła jeszcze jeden istotny aspekt dramatu Witkiewicza. Dramat ludzi, którzy żyją w opozycji do współczesnego świata, szukając emocji, które pozwolą oderwać się od rzeczywistości.

Premierowy spektakl w Teatrze im. Norwida zbiega się nie tylko z Rokiem Witkiewiczów (ogłoszonym przez Radę Zakopanego, jako że 24 lutego przypadła 130. rocznica urodzin Witkacego, czyli Stanisława Ignacego Witkiewicza, a 5 września setna rocznica śmierci jego ojca Stanisława Witkiewicza - architekta, twórcy stylu zakopiańskiego), ale także setnymi urodzinami Tadeusza Kantora (6 kwietnia), który “Nadobnisie...” jako pierwszy w historii teatru polskiego wystawiał w krakowskiej Cricotece (1973).

Ogłoszenia

Czytaj również

Komentarze (10)

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Zaloguj
0/1600

Czytaj również

Sonda

Na którego kandydata zamierzasz głosować 7. kwietnia?

Oddanych
głosów
0
Jadwiga Błaszczyk
0%
Anna Korneć-Bartkiewicz
0%
Jerzy Łużniak
0%
Piotr Paczóski
0%
Hubert Papaj
0%
Nie będę wcale głosować
0%
 
Głos ulicy
Nie chodzę do fryzjera, bo fryzjer przyjeżdża do mnie
 
Miej świadomość
100 konkretów (zrealizowano 10%): SUKCES czy PORAŻKA?
 
Rozmowy Jelonki
Przebudowy i remonty
 
112
Aż 122 osoby zginęły w wypadkach!
 
Aktualności
Zmarł Zygmunt Trylański
 
Polityka
Autobusy za darmo?
 
Kilometry
Pociągiem do Karpacza już w czerwcu
Copyright © 2002-2024 Highlander's Group