Czwartek, 28 marca
Imieniny: Anieli, Jana
Czytających: 9529
Zalogowanych: 22
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

JELENIA GÓRA: Zabawa w wojnę w Górach Izerskich

Wtorek, 30 czerwca 2009, 23:21
Aktualizacja: Środa, 1 lipca 2009, 7:44
Autor: TEJO/Nat
JELENIA GÓRA: Zabawa w wojnę w Górach Izerskich
Fot. TEJO
„Cytat, zapożyczenie, mit” i Zbigniew Libera. Zestawienie tych zjawisk i jednej z jaśniejszej postaci polskiej krytycznej sztuki współczesnej było atrakcją wtorkowego Recyklingu Sztuki okraszonego smakowitym esejem Andrzeja Więckowskiego. To już ostatnia taka debata przed wakacjami.

– Czy ja muszę Państwu Zbigniewa Liberę przedstawiać? – retorycznie spytała Janina Hobgarska, dyrektorka Biura Wystaw Artystycznych, gospodarza spotkań, przedstawiając zaproszonych gości, w tym inicjatora „Recyklingów” Pawła M. Krzaczkowskiego. Ten tym razem nie wygłosił wstępu ustępując miejsca Andrzejowi Więckowskiemu, eseiście i dziennikarzowi, krytykowi sztuki.

“The Gay, Innocent and Heartless” to dwujęzyczny album zawierający fotografie mężczyzn i chłopców niczym wojowników z geurilli ukrytych w leśnych ostępach. Do tego pamiętnik partyzanta (po polsku) i opisy z National Geografic (po angielsku). To temu projektowi poświęcony był wtorkowy Recykling.

Na początku nie obeszło się też bez sytuacji komicznych. Kiedy przygaszono światło, aby umożliwić pokaz slajdów – integralnej części debaty – rozległ się głos Andrzeja Więckowskiego. – Ale czytać po ciemku to ja nie potrafię! – Zebrani wybuchli śmiechem, a Janina Hobgarska szybko przyniosła stojącą lampę, aby doświetlić prelegenta. – Ale chyba nie ma złodziejek – mówił A. Więckowski. – A widziałem tu jakieś trzy – zażartował Zbigniew Libera.

W swoim eseju Andrzej Więckowski podkreślił, że zapożyczenia i cytaty były w sztuce i literaturze obecne od zawsze i kiedyś nikt tego nie kojarzył z plagiatami. Podał przykład bajek de la Fontaine’a, które później wykorzystywał Krasicki. – Dziś wszyscy klasycy stanęliby przed sądem i zostaliby skazani nie tylko na wysokie grzywny, ale i na infamię – zaznaczył mówca. Nawiązał też do pojęcia autora w nowoczesnym ujęciu. – Sztuka współczesna dobrze wie, że autora nie ma, że jest tylko system znaków i tekst – dodał.

Zbigniewa Liberę Więckowski porównał do partyzanta sztuki. – Nie musi jednak poddawać się marksistowskiej narracji, która ujmuje go jako rewolucjonistę i wywrotowca. I każe uśmiechać się dziewczynce poparzonej przez napalm, uśmiechać się więźniom z Auschwitz zza drutów kolczastych, bawić dzieciom klockami Lego w obóz koncentracyjny – usłyszeli zebrani. Wywód ten dotyczył prowokacyjnych dzieł Zbigniewa Libery, który właśnie w ten sposób chciał dowieść, że do jedynej prawdy historycznej dojść nie sposób.

W tym świetle Andrzej Więckowski przedstawił najnowszy projekt Zbigniewa Libery: książkę zatytułowaną: "The Gay, Innocent and Heartless” (Weseli, niewinni i bezduszni). Pozycja to rodzaj pamiętnika, albumu z frontu działań partyzantów w bliżej nieokreślonym kraju Neverland (Nibylandia). Z wyglądającymi na autentyczne postaciami uzbrojonych mężczyzn i chłopców, którzy wędrują przez bezkresne pola i stacjonują w lasach. Oczywiście: cała historia jest od początku do końca zmyślona, a za Nibylandię „robią” Góry Izerskie, którymi autor jest zauroczony.

Andrzej Więckowski przedstawił kilka opinii różnych krytyków na temat tego projektu. Niektórzy zwracają uwagę na wątki homoerotyczne, choć akurat tytułowy „gay” nie jest w domyśle homoseksualistą, ale staroangielskim „wesołym” (do dziś francuski przymiotnik „gai”, który jest źródłosłowem dla „gay” oznacza po prostu „wesoły”). Nie brak głosów, że pozycja przypomina zdjęcia reklamowe do magazynu mody. Są też opinie, że to rodzaj bajki dla chłopców (choćby ze względu na cytaty z „Piotrusia Pana”), którzy marzą o takiej „krainie czarów”, gdzie mogą pobawić się w wojnę.

Z. Libera już wcześniej znany był z podobnych kreacji „fałszowania” rzeczywistości. Produkował całe gazety, które opisywały wydarzenia nigdy nie istniejące. Robił kampanie reklamowe towarów, których nie było. To dla artysty są właśnie zapożyczenia z rzeczywistości, którą na swój sposób modyfikuje. Oczywiście nie chodzi tu o manipulację, czyli świadome wprowadzenie ludzi w błąd – bo – prędzej czy później Libera daje znak, że to wszystko jest tylko zabawą. Grą w pewną – jak to ujął Andrzej Więckowski – postnowoczesną zabawą w nieskończoność kalejdoskopowych konfiguracji.

– To wszystko musi popchnąć dywersantów, złośliwych psotników, artystycznych rzygaczy oraz oszukanych i pozbawionych tożsamości mas w rewolucję przeciw wampiryzmowi struktur, kontekstów i Matrixów wszelkiej maści – mówił Więckowski. – Może polać się krew. Na razie chłopcy się bawią – zakończył swój esej.

Zbigniew Libera podkreślił, że jego książka nie jest powieścią ani wojenną, ani przygodową, choć ma pewną akcję i spójność. – Ona jest głównie do oglądania, ale jeśli kogoś to znudzi i zacznie czytać i przez to przebrnie (książka jest dwujęzyczna - RED) i będzie bardzo uważnym czytelnikiem, to odnajdzie pewną narrację – powiedział autor. Zaznaczył też, że istotna jest chęć włączenia się do zabawy. Dodał też, że zdjęcia celowo zostały zaaranżowane tak jak z żurnali reklamowych lub kalendarzy ściennych, aby zburzyć wrażenie autentyzmu. – Gdyby były niedoskonałe technicznie, książka byłaby znacznie bardziej wiarygodna, ale tu nie o to chodzi – mówił Libera.

Libera zdradził też kilka szczegółów technicznych: album powstawał przez dwa miesiące. Artysta pracował z grupą zielonogórzan przebranych za partyzantów, którzy chętnie pozowali do zdjęć. Przemieszczając się po górach, wśród lasów, łąk i rzek Libera cały czas miał w ruchu aparat ujmując przy tym typowe zachowania swych towarzyszy jako partyzantów. Co prawda nie było żadnych walk czy działań dywersyjnych, lecz typowe wędrówki żołnierzy na poligonie. Na pytania skąd Libera wziął rekwizyty takie jak broń, odpowiedział, że zostały one wypożyczone u kolekcjonerów. Na kilku kadrach pojawia się też lew. To wypchany, zamówiony z Afryki kociak.

Czy Zbigniew Libera tym projektem zaszokuje? Raczej nie: nie ma tu rozlewu krwi, a niektóre zdjęcia – techniczne majstersztyki – przedstawiają nasz region folderowo i promocyjnie. Niepokój jednak pozostaje: te pistolety, karabiny i ciężka atmosfera zagrażającego bohaterom niebezpieczeństwa jest – mimo sztuczności kadrów – wyczuwalna. To chyba największe zapożyczenie z rzeczywistości, często tak samo sztucznie kreowanej przez media.

Ogłoszenia

Czytaj również

Komentarze (4)

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Zaloguj
0/1600

Czytaj również

Copyright © 2002-2024 Highlander's Group