Od piątku (23.10) rozpoczynamy strajk głodowy – zapowiadają związkowcy, którzy mają już dosyć pomijania ich grup zawodowych przy podwyżkach płac. W minioną środę (14.10) odbył się strajk ostrzegawczy i od tego czasu nikt z Urzędu Marszałkowskiego nie skontaktował się z przedstawicielami związków w celu podjęcia negocjacji. Jak się dowiedzieliśmy, dzisiaj zarówno Piotr Kasprów z OPZZ, jak i szefowa komitetu protestacyjnego Monika Poczykowska udali się do Wrocławia na cykliczne spotkanie w Wydziale Zdrowia i będą chcieli wymusić rozmowy z marszałkiem województwa ws. jeleniogórskiego szpitala. Niezależnie od tego, na jutro (20.10) przedstawiciele związków zostali zaproszeni na spotkanie z dyrektorem placówki, Stanisławem Woźniakiem. To właśnie te dwa spotkania mogą ewentualnie zapobiec „głodówce”, która ma się rozpocząć w najbliższy piątek. Będziemy protestować do skutku – zapowiada Danuta Romanowska z NSZZ „Solidarność” w WCSKJ.
Wśród pacjentów są różne głosy. Jedni popierają akcję pracowników szpitala, inni zrzucają na nich winę za kolejki do lekarzy, choć jak podkreślają sami pracownicy – to NFZ nakłada limity przyjęć pacjentów, a nie pracownicy ochrony zdrowia. - My jesteśmy po to, żeby leczyć i to robimy. Pacjentom nie grozi żadne niebezpieczeństwo z tytułu protestu, opieka jest zapewniona – dodają.
- To jest dla nas hańbiące, że my tutaj siedzimy, leżymy, protestujemy, krzyczymy – bo o nas nikt nie pamięta. Jestem tutaj obsługą, czyli tzw. czarną masą, która ma wykonać swoje czynności, a jak nie, to mi się powie, że jest miejsce w hipermarkecie – powiedziała jedna z protestujących pracownic. - Jak przyszłam do pracy do szpitala w 1977 roku, to moja pensja wynosiła ok. 75 proc. średniej krajowej. Dzisiaj, po 38 latach pracy, wynosi 51 proc. Moje dzieci śmieją się, że jestem tu wyrobnicą, ale ja kocham ten szpital – dodała.
- Nawet komuna nie uważała, że pacjent to trzoda chlewna, a my to świoniopasy, bo trzodę chlewną się kontraktuje. Tak jak u nas, nie ma w żadnym kraju – stwierdziła protestująca pracownica obsługi medycznej.
Protestujący zmieniają się co 12 godzin, wszyscy biorący udział w akcji wykorzystują urlopy, a nawet przerwy w pracy, by pokazać jedność w walce o wspólne dobro.