Piątek, 29 marca
Imieniny: Helmuta, Wiktoryny
Czytających: 5814
Zalogowanych: 5
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

JELENIA GÓRA: Nasz „dr House” woli „Chirurgów”

Poniedziałek, 27 grudnia 2010, 7:46
Aktualizacja: Wtorek, 28 grudnia 2010, 7:41
Autor: Petr
JELENIA GÓRA: Nasz „dr House” woli „Chirurgów”
Fot. Petr
Z Andrzejem Rojkiem, lekarzem „outsiderem”, który z przekąsem traktuje oficjalności i wyróżnienia; niezwykle popularnym w regionie ortopedą, choć niechętnym przyklejaniu mu jakiejkolwiek „łatki”, w tym także powiatowego dr House’a rozmawia Piotr Iwaniec.

Zapytam wprost: Skąd taka duża popularność?
– Nie mam zielonego pojęcia. Choć od dawna mnie ten temat intryguje, w dalszym ciągu jest to dla mnie nierozstrzygnięta zagadka. „Skąd”? Nie wiem, bo przecież są lepsi ode mnie w regionie, starsi i dużo bardziej doświadczeni, od których sam wiele się nauczyłem.

Mimo to, to właśnie pod Pana gabinetem „koczuje” codziennie kilkudziesięciu pacjentów.

– Fakt, frekwencja istotnie jest bohaterska. Być może, jest to wynik mojego „nieszanowania się”, co w tym przypadku oznacza, że mój osobisty czas, po prostu, należy do pacjentów. Dziwne, nieprawdaż? Przecież życie można by było spędzać zupełnie inaczej. Tak się jednak przyjęło, że jak ktoś się pojawia, zazwyczaj mu nie odmawiam. Dla mnie, każdy pacjent to „ciekawostka”, jego schorzenie to potencjalne „coś”, co może być zalążkiem jakiejś burzy myślowej, jakiegoś fajnego zabiegu – bo korzystnego dla samego pacjenta, dla mnie zaś będącego czymś, co rozwija nowe horyzonty. W moim przypadku, nie ma granicy pomiędzy czasem wolnym, a czasem spędzanym w szpitalu, przychodni czy w innych miejscach, gdzie jeszcze można mnie spotkać.

A gdzie jeszcze można Pana spotkać?

– W ZUS-ie, w uzdrowisku... Szczerze mówiąc, chodzę tam konsultować przede wszystkim po to, żeby zobaczyć „coś ciekawego”. Choć jest to czasochłonne, niekiedy zjawiają się tam pacjenci z taką chorobą i takim schorzeniem, przy którym naprawdę trzeba użyć wyobraźni. I to mnie kręci, lubię przełamywać rutynę (śmiech).

Słuszne wydaje się zatem porównywanie Pana do serialowego dr House’a, gdyż właśnie z tą paralelą spotkałem się rozmawiając z kilkoma z Pańskich pacjentów.

– Dr House?!? Po pierwsze, nie używam kuli. Po drugie, nie „żrę” Vicodinu (śmiech). Owszem, jak już wspomniałem, lubię przełamywać rutynę i „ciekawostki”, a przy tym z powodu braku czasu zazwyczaj jestem nieogolony, podobnie jak House, jednakże jest to porównanie zbyt wygórowane. Prawda jest taka, że dr House... Albo inaczej, ja mu się nawet o pięty nie ocieram, ponieważ House to internista, tj. taki lekarz, którego spectrum wiedzy wymaganej jest znacznie większe niż u ortopedy. Druga sprawa, House jest niezwykle błyskotliwy, co jest bardzo ważne w internie, nieważne zaś – w ortopedii. Powiem więcej, im mniej jest ortopeda błyskotliwy, tym lepiej dla pacjentów.

Tak czy siak, czuje się Pan choć trochę „mile połechtany”?

– Z reguły nie przywiązuję wagi do tego typu wyróżnień i nie przywykłem do porównywania mnie z kimkolwiek. Jeżeli niektórzy pacjenci uznają mnie za powiatowego dr House’a to jest to miłe i sympatyczne z uwagi na dokonania właśnie tej, serialowej postaci i motywuje do dalszego działania. Należy jednak pamiętać, że są to dokonania fikcyjne, takie trochę „cuda”. Dr House, co najbardziej irytuje mnie w tym serialu, jest za bardzo „cukierkowy”. House to wirtuoz, solista, któremu przypisuje się wszystkie zasługi. W prawdziwej medycynie, zasługi dotyczą zawsze całego zespołu – lekarzy i personelu medycznego. Bez pomocy „kolegów”, sam człowiek nie jest w stanie nic zrobić. A tak w ogóle, House’a nie lubię, wolę „Chirurgów” (śmiech).

Zostawmy porównania. Jak zachowuje się Pan w kontaktach z pacjentami?

– Nasze kontakty są bardzo bezpośrednie. Biorąc pod uwagę własne doświadczenia z opieką zdrowotną w Polsce uznałem, że nie będę tworzył barier tam, gdzie nie trzeba ich tworzyć. Nie wiem, być może dobrze, że w przypadku innych lekarzy takie bariery istnieją – sprzyjają one bowiem kanalizacji relacji lekarz/pacjent i wzajemnemu poszanowaniu. Z drugiej jednak strony, w dzisiejszych czasach owych barier mamy zdecydowanie za dużo. Ludzie potrzebują, by podchodzić do nich jak do człowieka, a nie do pacjenta. Chyba na tym to polega... Może, po części, jest to również odpowiedź na Pana pierwsze pytanie.

Na stałe, wraz z kolegami z niegdysiejszego, jeleniogórskiego „teamu ortopedów” pracuje Pan w szpitalu w Zgorzelcu. W Jeleniej Górze natomiast, przyjmuje Pan pacjentów jedynie na konsultacje. Czy nie obawia się Pan, że z czasem zniknie z tutejszej sceny medycznej?

– Nie, bowiem prawda jest taka, że pacjenci wędrują za swoimi lekarzami. I to jest szalenie miłe. To fakt, kiedyś myślałem, że z czasem znikniemy z rynku jeleniogórskiego, ale tak się nie stało. Co ważne, fenomen ten nie jest zjawiskiem gasnącym, lecz utrzymuje się na stałym poziomie. Tam mamy świetne warunki do operowania, sprawdzamy się jako „operatorzy”, co jest wszakże naszym głównym zajęciem. W Jeleniej Górze – przyjmujemy pacjentów, którzy w razie potrzeby do nas przyjeżdżają. I tyle.

I tu, i tam jest Pan codziennie. Jest coś, co robi Pan poza pracą?

I tutaj zapada cisza (śmiech). Jeszcze dwa i pół roku temu odpowiedziałbym na to pytanie, że mam hobby. Kiedyś była to fotografia, teraz, aparat zardzewiał, bo nie ma kiedy robić zdjęć. W wolnych chwilach, śpię. Choć najchętniej, położyłbym się na łące, na trawie i patrzył w krzaki (śmiech). Interesuje mnie makrofotografia, taki... mikrokosmos.

Prócz tego, że dużo Pan pracuje, dużo Pan pali. Co sądzi Pan o zakazie palenia w miejscach publicznych?

Dobrze, że w Jeleniej jest jednak miejsce, gdzie można palić (śmiech). Rzecz jasna, jako lekarz palenia nie popieram. Sam mówię pacjentom, że to utrudnia gojenie się złamań itp. Palenie permanentne upośledza krążenie w tkankach, przez co utrudnia procesy związane z ich odbudową – co sam na sobie „przerabiałem”. Z kolei jeśli chodzi o samą ustawę, szkoda, że państwo zajmuje się takimi bzdetami, zamiast zająć się czymś poważnym. Jest to ustawa z gruntu martwa, trudna do wyegzekwowania i zupełnie niepotrzebna. Poza tym, państwo, które z każdej wypalonej „fajki” ma 36 gr. podatku, i którego budżet opiera się w dużej mierze na akcyzie, ustala właśnie coś takiego. No cóż, jest to ambitendencja, a więc jeden z objawów osiowych schizofrenii. Zresztą, w tym wypadku schizofrenia to mało powiedziane.

Z uwagi na okres świąteczno-noworoczny jedno pytanie nasuwa się samo. Czego życzyłby Pan sobie i innym jeleniogórzanom?

– Dobrze, że tak Pan to ujął. Choć pochodzę z Rzeszowa, czuję się bowiem bardzo mocno zakorzenionym jeleniogórzaninem. Mieszkam tu i nie zostawiłbym tego miasta bez względu na różne możliwości i perspektywy. Czego życzę sobie i innym? Żeby Jelenia Góra przestała gasnąć – bo tak jest, niestety. By przestała się „powiatyzować” i nie powędrowała w tym kierunku, co widać obecnie na każdym kroku.

Może Pan dać na to jakąś „receptę”
– Przede wszystkim, Jelenia Góra powinna zrobić wszystko, by przestać tracić mieszkańców. Stworzyć perspektywy, które przyciągną młodych ludzi, którzy to miasto ożywią. Nie chcę, by „Jelonka” stała się południową Anglią, czyli takim azylem wyłącznie dla emerytów, jakąś taką „wielką stagnacją”. Mamy przecież znakomity potencjał: jesteśmy świetnie wyposażeni pod względem naturalnym, mamy piękne krajobrazy, źródła termalne i trzeba to wykorzystać. Co więcej, trzeba również powiedzieć STOP! Wylęgarniom dla rencistów – czyli klasycznym fabrykom i zakładom przemysłowym. Czy w Alpach sprawdziłyby się fabryki?

Dziękuję za rozmowę.

*Andrzej Rojek – ortopeda, chirurg, traumatolog. Ma 38 lat, żonę Iwonę i dwie córki: Martę i Agatę, z których jedna w odróżnieniu do taty – lubi dr House’a. Mieszka w Jeżowie Sudeckim, pracuje w Zgorzelcu i Jeleniej Górze. Postać ciekawa, nietuzinkowa, „rzemieślnik” – jak sam to określa, który „lubi swoje rzemiosło”.

Ogłoszenia

Czytaj również

Komentarze (73)

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Zaloguj
0/1600

Czytaj również

Sonda

Czy chodzę do teatru?

Oddanych
głosów
475
Tak
24%
Nie
40%
Czasami
25%
Nie chodzę
11%
 
Głos ulicy
Nie chodzę do fryzjera, bo fryzjer przyjeżdża do mnie
 
Miej świadomość
100 konkretów (zrealizowano 10%): SUKCES czy PORAŻKA?
 
Rozmowy Jelonki
Przebudowy i remonty
 
Aktualności
Życzenia dla mieszkańców Piechowic
 
Polityka
Z pustego i Salomon nie naleje
 
Kultura
Zagrali w Podgórzynie
 
112
Pożar w restauracji
Copyright © 2002-2024 Highlander's Group