Czwartek, 9 maja
Imieniny: Grzegorza, Karoliny
Czytających: 10008
Zalogowanych: 20
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Jelenia Góra: Maluje na najdroższym płótnie świata

Niedziela, 26 listopada 2023, 13:41
Aktualizacja: 13:42
Autor: Angelika Grzywacz–Dudek
Jelenia Góra: Maluje na najdroższym płótnie świata
Fot. Angelika Grzywacz–Dudek/ archiwum prywatne R. Markowskiego
Robert Markowski ma 29 lat i ogromny bagaż życiowych doświadczeń. Wierzył w swój talent od zawsze, nawet wtedy, kiedy inni w niego wątpili. Porzucony przez rodziców od najmłodszych lat przekuwał życiowe dramaty w swoją wielką siłę. Mając 15 lat odkrył, że potrafi malować niezwykłe rzeczy… na ludzkim ciele. Dzisiaj jest znany i ceniony w całej Polsce. Obecnie podbija niemiecki rynek.

Urodził się w niewielkiej wsi niedaleko Oborników Śląskich. Mając trzy miesiące został porzucony przez rodziców, którzy przegrali walkę z alkoholowym nałogiem. Był wychowywany najpierw przez babcię, a następnie trafił do domu dziecka. Zawsze wyróżniał się od innych, przede wszystkim wiarą we własne możliwości.

W domu dziecka grał w piłkę

– Porzuciła mnie własna matka. Co takie dziecko może myśleć o sobie w takiej sytuacji? Że jest nikim. Ale ja się nie poddałem. Kiedy trafiłem do domu dziecka zacząłem grać w piłkę nożną, to była moja wielka pasja. Wtedy wierzyłem, że zostanę słynnym piłkarzem. Ale moje losy potoczyły się inaczej. Trafiłem do Ośrodka Szkolenia i Wychowania w Mysłakowicach, żeby skończyć szkołę. Najpierw uczyłem się w zawodzie malarz, ale taki do ścian – śmieje się. Potem zmieniłem kierunek na kucharza, ale w głębi duszy czułem, że musze robić coś innego. Czułem, że będę artystą. Rysowałem, najpierw na kartkach, a potem zacząłem tatuować – wspomina.

Przełomowe spotkanie

Ośrodek w Mysłakowicach był jego domem, a kadra i uczniowie, rodziną, której nigdy nie miał.

- Mi ten ośrodek uratował życie. Nie wiem, co by się ze mną stało, gdybym tu nie trafił. To był mój dom. Wtedy wszyscy uczestnicy stali za sobą murem i wspierali się, motywowali do różnych rzeczy. My tak naprawdę budowaliśmy to miejsce, malowaliśmy ściany itp. Ja po odejściu stąd, nie jeden raz zapłakałem za tym miejscem i za ludźmi, którzy byli dla mnie jak rodzina – wspomina Robert Markowski.
Punktem zwrotnym w jego życiu była podróż z kolegą do Krakowa, gdzie spotkał Victora Portugala, jednego z najlepszych tatuażystów na świecie. Urugwajczyka, który większość swojego życia spędził w Hiszpanii, a obecnie przeniósł się do Polski i mieszka w Krakowie.

Przekazuje moc dalej

- To było niesamowite spotkanie, podczas którego Victor Portugal odpowiedział mi na jedno z najważniejszych moich pytań: co mam zrobić, by się rozwijać i dotrzeć na szczyt. Trafiłem wtedy do jego studia i wytatuowałem komuś Indianina na nodze. Kiedy Victor Portugal to zobaczył, powiedział, że mam ogromny talent. Powiedział mi też, że nie ma magicznych różdżek. „Siedź i pracuj, pracuj i pracuj - radził mi. Tak rozwiniesz swój talent”. Kiedy robiliśmy sobie zdjęcie, mistrz wskazał palcem na mnie. Przekazał mi wtedy część swojej mocy, którą ja teraz przekazuję innym, tym których uczę, i tym, których tatuuję – dodaje.

Miesiące oczekiwania

18-latek posłuchał dobrej rady swojego mistrza. Wyjechał w rodzinne strony. Najpierw robił tatuaże za grosze, czasami za jedzenie. Dwa lata później Robert Markowski otworzył swój pierwszy salon tatuażu, a z czasem otwierał kolejne. Jeździł po Polsce i tatuował znanych ludzi, celebrytów, piłkarzy itp.

Dzisiaj Rober Markowski swoich klientów może liczyć w tysiącach. Na wizytę w jego studiu trzeba często czekać miesiącami. Klienci cenią go za talent i autentyczność.

- Liczyło się to, co kocham

- Czuję się prawdziwym artystą i jestem szczęśliwy, że mogę malować na najdroższym płótnie świata czyli na ludzkiej skórze – mówi. – Jest to coś, co po mnie zostanie na zawsze. Coś, co mogę dać innym. Bo ja nie pracuję tylko fizycznie z maszynką do tatuowania. Wraz z tatuażem daję ludziom cząstkę siebie, swojej duszy. Teraz otwieram salon w Niemczech i zarabiam naprawdę dużo, ale pieniądze nigdy nie miały dla mnie znaczenia. Liczyło się tylko to, że mogę robić to, co kocham – dodaje.

Mimo wielkiego talentu i sławy, nie za wszystkie projekty bierze od klientów pieniądze.

Odwiedził Mysłakowice

- Przychodzą do mnie ludzie, którzy chcą wytatuować sobie np. zmarłe dzieci. Za takie projekty nigdy nie biorę pieniędzy. To jest mój prezent dla nich, na ukojenie bólu. Jest to także prezent dla Boga, od którego dostałem talent, i który cały czas nade mną czuwa – wyznaje Robert Markowski.

W ostatnich dniach Robert Markowski odwiedził Ośrodek Szkolenia i Wychowania w Mysłakowicach by spotkać się z młodzieżą i przekazać jej kilka cennych rad. Jak mówił, na ten dzień czekał 11 lat.

Uczestnicy pod wrażeniem

– Czekałem na ten dzień i wiedziałem, że kiedyś tu wrócę by podzielić się swoją historią z tymi, którzy teraz się tu uczą. Wiem, że oni myślą, że trafiając do tego ośrodka spotkała ich wielka krzywda od losu. A prawda jest taka, że będąc w tym miejscu mają wielkie szczęście i ogromne możliwości. Pamiętajcie, zawsze wierzcie w siebie, miejcie marzenia i dążcie do nich realizacji. I przede wszystkim, nie dajcie sobie wmówić, że jesteście gorsi od innych – mówił tatuażysta.

Podczas spotkania, na sali widać było wielkie poruszenie. Uczestnicy byli pod wielkim wrażeniem historii opowiedzianej przez swojego gościa.

Dało do myślenia

- To spotkanie na pewno dało nam dużo do myślenia – mówił Mateusz z III klasy. – Na pewno nas trochę podbudowało i zmotywowało do tego, by zacząć robić też coś ze swoim życiem. Dało też nadzieje, że naprawdę można w życiu coś osiągnąć, niezależnie od wszystkiego – dodał trzecioklasista.

Kornel ze spotkania wyniósł radę, by nigdy się nie poddawać i zawsze iść do przodu.

Wzloty i upadki

- Historia Roberta pokazuje, że każdy człowiek może mieć wzloty i upadki, ale najważniejsze by podnieść się i iść dalej – mówił Kornel.
Robert Markowski mimo osiągnięcia sukcesu, cały czas wyznacza sobie nowe cele. Ma też marzenia. Spisał je na kartce i codziennie, małymi krokami, stara się je realizować. Jednym z nich był wyjazd do Niemiec by założyć tam swój salon. To udało mu się już zrealizować. Innym marzeniem jest powrót do Polski, do swojej rodzinnej miejscowości i wybudowanie tam domu, w którym chce założyć rodzinę, jakiej sam jako dziecko nie miał...

Angelika Grzywacz-Dudek

Twoja reakcja na artykuł?

93
82%
Cieszy
8
7%
Hahaha
1
1%
Nudzi
1
1%
Smuci
4
4%
Złości
6
5%
Przeraża

Ogłoszenia

Czytaj również

Sonda

Czy jeżdżę na rowerze?

Oddanych
głosów
468
Tak, regularnie
24%
Tak, od czasu do czasu
36%
Nie, ale uprawiam rekreacyjnie inny sport
15%
Nie, z jakimkolwiek sportem mi „nie po drodze”
25%
 
Głos ulicy
Złota rybka
 
Miej świadomość
Koniec CPK? Rząd ma „lepszy” plan!
 
Rozmowy Jelonki
Nie widzimy przeszkód do współpracy
 
112
Jechali powoli, a i tak kolizja
 
Aktualności
Piknik w KSON
 
112
Fiat, Ford i Seat zderzyły się na Wolności
 
Polityka
Kowary – ślubowanie burmistrza
Copyright © 2002-2024 Highlander's Group