Wtorek, 16 kwietnia
Imieniny: Cecylii, Julii
Czytających: 11764
Zalogowanych: 24
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

USA: Jeleniogórzanin przemierzy rowerem obie Ameryki. Dziś kolejna relacja

Poniedziałek, 29 kwietnia 2013, 8:01
Aktualizacja: Wtorek, 30 kwietnia 2013, 7:28
Autor: Damian Drobyk
USA: Jeleniogórzanin przemierzy rowerem obie Ameryki. Dziś kolejna relacja
Fot. Damian Drobyk
Damian Drobyk wybrał się na wielomiesięczną, samotną podróż rowerem przez oba kontynenty amerykańskie. – Będzie to najdłuższa moja wyprawa pod względem przejechanych kilometrów a także czasu podróży. Ponad 30.000 kilometrów w około rok. Ekspedycja ma na celu zdobycie najwyższych i najtrudniejszych dróg i przełęczy drogowych obu Ameryk w tym najwyższej drogi Świata na wulkan Aucanquilcha w Chile o wysokości 6176m.npm – mówił nam przed wyprawą. Teraz jest w drodze…

Damian prowadzi dziennik ze swojej wyprawy i przysyła nam relacje z kolejnych etapów. To drugi raport:

25.04.2013 - Winston-Salem - Hickory - 118km,1150m w górę. Wieczorem przeszła sucha burza, trochę błysków i hałasu bez deszczu. Rano obudziłem się prawie nie zmęczony i w suchym namiocie. Podczas codziennej porannej kawy w McD zaczepił mnie facet, trochę pogadał i wręczył 20 dolców na śniadanie. Dzień zaczął się ciekawie... Potem wcale nie było gorzej. Ponownie wiało mi w plecy więc kilometry pokonywałem dość szybko. Przez cały dzień trzymałem się również wąskiej i spokojnej drogi. Ze wszystkich przejechanych do tej pory stanów Północna Karolina podoba mi się najbardziej.

Najspokojniejsze drogi, najwięcej zielonych terenów i w góry, w które wjadę już jutro. Na rozgrzewkę przed Górami Skalistymi czekają mnie dwa najwyższe szczyty Apalpachów. Po 16:00 miałem już 115km na liczniku. Resztę dnia postanowiłem się ponudzić. Sprawdziłem na mecie możliwości noclegów i szybko znalazłem najtańszy. Do porannych gratisowych 20 USD dołożyłem 20 swoich i miałem nocleg w motelu z łóżkiem, prysznicem, TV, WiFi i klimatyzacją :) Kilkanaście godzin luzu nie sprawi, że porządnie wypocznę, ale na pewno poczuję się lepiej. Do Mount Mitchell 118km. Hmm..

26.04.2013 Mount Mitchell - 120,92km, 14.6śr, 52.4max, 2677m w górę, 8:16:57.
Z ciepłego i wygodnego łóżka zwlokłem się dopiero po 7:00. Przed ósmą oddałem klucze hinduskiemu małżeństwu, właścicielom motelu. Nie wiem, czemu dostałem z powrotem 5USD po podaniu kluczy. Wspominałem, że byłem w zeszłym roku w Indiach i bardzo ich to ucieszyło, ale myślę, że to nie był ten powód. Może takie zasady.

Do Mount Mitchell, mojego pierwszego ważnego celu podróży, miałem około 118km i wcale nie planowałem zdobyć go na raz, choć taka myśl przeszła mi przez głowę. Do Marion, miasta z którego odchodzi droga na szczyt dojechałem po 13:00 i już w nogach było 75km. Zakupy, lody w McD, WiFi, maile, wysłanie zdjęć i o 14:30 ruszyłem w górę z wysokości około 400m npm. Droga prowadziła mnie sama z niewielką pomocą GPS.

Cały dzień numerem 70, potem 80 i z wysokości 1000 m zaczęła się przyjemność jazdy górską drogą o nazwie Blue Ridge Parkway. Na BRP wreszcie spotkałem swoich... kilkuosobowe grupki kolarzy mijały mnie raz z góry, raz z dołu. Z każdym kolejnym kilometrem czułem coraz większe zmęczenie. W formie jeszcze nie jestem, waga pomału spada i rozjeżdżenia jeszcze brakuje, przecież dopiero kwiecień, a zima w Polsce trzymała długo. Co chwilę sprawdzałem wysokość na liczniku i godzinę. Jechało się i tak nie najgorzej choć co kilka kilometrów musiałem zrobić krótką przerwę.

Według prognoz od jutra ma przejść deszczowy front nad górami, więc dobrze by było szczyt zdobyć jeszcze dziś. Była na to realna szansa. O 18:00 byłem na końcowym rozjeździe dróg na wysokości 1600 m a do szczytu już tylko 7km. Sam podjazd nie jest trudny. Z Marion to niecałe 50km i 1600m przewyższenia. Średnie nachylenie waha się pomiędzy 4-6% a maksymalne to z 10%. Droga jest przyjemna, asfalt niezłej jakości, po drodze jest też kilka tuneli i punktów widokowych. Niestety jutro będę miał na około. Dalsza część drogi od skrzyżowania na Górą Mount Mitchell jest zamknięta z powodu remontu. Czeka mnie więc zjazd do Marion i dodatkowo jakieś 80km. Czas ucieka, jedzie się coraz gorzej a na dodatek zaczęło się chmurzyć.

Kilka kilometrów przed szczytem tablice informują o polu namiotowym i innych atrakcjach. Pomyślałem, że jak zdobędę szczyt, to nie będę zjeżdżał w dół tylko przenocuje w legalnym miejscu. W końcu zrobiłem jeszcze inaczej. Zależało mi na fajnych fotkach na szczycie. A o półmroku i zachmurzonym niebie raczej takie by nie wyszły. Dojechałem więc do całego kompleksu turystycznego pod górą i znalazłem pole namiotowe.
Na parkingu przed polem natknąłem się jeszcze na strażnika parku, który siedział w samochodzie i pisał jakiś raport. Spytał tylko czy zostaję na noc i powiedział żebym uważał na niedźwiedzie i nie zostawiał jedzenia na wierzchu.

Spałem już w wielu miejscach, ale na takim wypasionym jeszcze nie. Na wysokości 1930m znajduje się kilka osobnych boksów na namioty z paleniskiem i drewnem na opał. Drewno płatne, ale miejsce na namiot darmowe. Jest również toaleta z wodą, światłem, prądem w gniazdkach i ciepłym nawiewem. Od razu wiedziałem gdzie będę spał. Po co mam rozkładać namiot, narażać się na zmarznięcie, zmoknięcie jak mogę spać w suchej i ciepłej toalecie. No i miśki mi nie straszne. Wybrałem damską, zamiast pisuaru była półka do przebierania dzieci a pod nią idealny kawałek na karimatę. W sumie brakuje tylko McD, WiFi i zasięgu ;) Podczas pisania tej relacji zaczęło padać. Tym bardziej się cieszę, że nie siedzę w namiocie. Do szczytu mam 1.5km, jeśli tylko pogoda rano pozwoli po 7:00 podjadę na szczyt, a potem długi zjazd do Marion.

28.04.2013 –94 km- Mount Mitchell Zdobyta!
Wieczorem szybko zasnąłem, zmęczenie dawało znać o sobie, nie przeszkadzał mi nawet hałas nawiewu ani twarde kafelki. Obudził mnie budzik, 6:15. Wyjrzałem na zewnątrz, było mokro, ale nie padało. Rano jeszcze czułem palenie w mięśniach i lekkie drżenia. Przebrałem się, spakowałem i ruszyłem w górę. Po jednej mili byłem na górnym parkingu z którego prowadzi około 300 metrowa ścieżka "tylko" dla pieszych. Było przed siódmą, na górze nikogo prócz mnie, więc nie będę przecież szedł z rowerem na szczyt. Wszystko pomyślane w taki sposób, aby niepełnosprawni również mogli dostać się na sam czubek góry. Kilka minut potem byłem na Mount Mitchell, najwyższym szczycie Stanów Zjednoczonych na wschód od rzeki Mississippi, najwyższym szczycie całego pasma Apallachów oraz stanu Karolina Północna. 2037m czyli jakieś 6684 stopy wg tutejszych jednostek. Tym razem góra nie pozwoliła mi cieszyć się widokami z jej wierzchołka. Chmury i widoczność na 100m, popularne mleko. Pokręciłem się po szczycie, pocykałem fotki, poczytałem co nieco o Elisha Mitchell od nazwiska którego swoją nazwę wzięła góra i zacząłem zjazd w dół.

Z każdym kilometrem było coraz ciepłej i coraz więcej dało się zobaczyć. Na szczycie były tylko 3st.C w Marion - 14. Do kolejnego miasta Asheville miałem jakieś 40km. Nie sądziłem, że będzie mnie czekał na tym odcinku podjazd na prawie 900m i to po trzypasmowej drodze. Czwartym pasem, awaryjnym wciągałem się z prędkością 8-10km/h. Znów ten hałas ciężarówek i przerośniętych osobówek Amerykanów. Po wczorajszej wspinaczce moje nogi dziś mocno protestowały. Kręciło się okropnie na dodatek zaczęło straszyć deszczem. Na zjeździe z przełęczy zaczęło kropić, im bliżej byłem miasta tym mocniej dawało z nieba. W końcu zatrzymałem się w fastfoodzie sądząc, że przestanie padać, abym mógł jechać dalej. Nic z tego. Zaciągnęło na co najmniej do jutra. W TV coś mówili o tornado nad Houston. Nie było wyjścia. Musiałem znaleźć motel i przeczekać niepogodę. Najtańszy znalazłem 6km dalej. Założyłem kurtkę, ochraniacze na buty i po kilkunastu minutach byłem już w motelu. Prysznic, suszenie, kolacja, spać :)

Trasa wyprawy:
Start w Nowym Jorku w kwietniu. Po drodze przejazd przez Stany Zjednoczone Ameryki Północnej od wschodniego po zachodnie wybrzeże, przez najwyższe przełęcze i drogi Apallachów, Gór Skalistych oraz pasma Sierra Nevada powyżej 2000, 3000 i 4000m.npm. Krótki epizod w Kanadzie, gdzie chcę wjechać na trzy najwyższe przełęcze tego kraju. Następnie kierunek na południe do Ameryki Środkowej. Przejazd przez Meksyk, Kostarykę, Panamę. Ten region znany jest z wysokich stratowulkanów. Na kilka z nich prowadzą drogi więc nie mógłbym przepuścić okazji wjazdu. Południowa Ameryka to spore wyzwanie. Najwyższa droga Świata, Droga Śmierci, jezioro Titicaca oraz płaskowyż Altiplano to tylko niektóre wyzwania jakie mnie czekają. Pod koniec wyprawy zawitam w południowe rejony Chile do Patagonii. Meta w stolicy Argentyny Buenos Aires lub w Brazylijskim Rio de Janeiro.

Patronat medialny nad wyprawą objęli między innymi: portal Jelonka.com oraz magazyn NG Traveler, który w tym roku obchodzi jubileusz 125 lecia istnienia ogólnoświatowego Towarzystwa National Geographic.

We wsparcie wyprawy zaangażowały tak znane marki, jak: Author, HTC, Extrawheel, Primal Wear Polska, Cyfrowe.pl, Nordcamp oraz Sante oferując swoje najlepsze produkty.

Ogłoszenia

Czytaj również

Komentarze (15)

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Zaloguj
0/1600

Czytaj również

Sonda

Czy masz sąsiadów, którym możesz zaufać? I zostawić np. klucze do mieszkania, aby podlewali kwiaty?

Oddanych
głosów
791
Tak
57%
Nie
43%
 
Głos ulicy
Czy wierzymy w kiełbasę wyborczą?
 
Miej świadomość
Czy warto dopłacać?
 
Rozmowy Jelonki
Prace idą żwawo
 
Aktualności
Patryk dziękuje uczestnikom pikniku
 
Aktualności
Diamencikowe stroje są super
 
Polityka
Karpacz: R. Jęcek vs. T. Frytz
 
Kultura
"Jak u Hitchcocka" – koncert dla Norwida
Copyright © 2002-2024 Highlander's Group