Całą piątkę poddano różnym próbom, byli piłowani w pół, masowani drewnianym wałkiem, namalowano im wąsy farbą drukarską, a ręce musieli smarować kremem z żab. Nie zostali wprawdzie wrzuceni do kadzi z zimną wodą, ale musieli usiąść na nasączonej gąbce, a z drugiej gąbki jeden z mistrzów ceremonii lał im wodę na głowę. Wszystko przy głośnym dopingu publiczności. Można było usłyszeć kobiece głosy – Nie obcinajcie mu nic, z niego i tak chudzina jest!
W tajniki pochodzącego z renesansu obrzędu wprowadzał nestor jeleniogórskich drukarzy, Romuald Witczak.
- To jest zwyczaj bardzo rubaszny, przejęty zresztą z Niemiec, gdzie wyglądał i wygląda bardzo podobnie – wyjaśniał – przygotowałem tych pięciu chłopaków i trochę złagodziliśmy formę zabawy. Kiedyś taki chrzest przechodził każdy młody drukarz i nikogo nie pytano czy się mu podda. Ja uczyłem się zawodu w poznańskich zakładach graficznych im. Kasprzaka w Poznaniu. Któregoś dnia przyszedłem do pracy, zostałem złapany w bramie zakładu, kilku kolegów zaniosło mnie do kadzi z zimną wodą i zostałem ochrzczony. Na szczęście przygotowano dla mnie suche ubranie. Reszta obrzędu, czyli smarowanie farbą, uzupełnianie poziomu oleju w głowie odbyła się już w lokalu w atmosferze zabawy. Tak jak dzisiaj.
W Jeleniej Górze podobna uroczystość odbyła się ostatni raz w latach 80. Wtedy obrzędowi poddani zostali drukarze, którzy wzięli udział w zabawie jako mistrzowie ceremonii. Jak mówi Romuald Witczak, regularne organizowanie takiej zabawy i obrzędu nie przyjęło się w naszym mieście. Czy ten obrzęd będzie teraz regularniej powtarzany, zobaczymy w najbliższych latach.